Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny.
Bóg jako pierwszy okazuje miłosierdzie każdemu, kto go potrzebuje (a potrzebuje każdy...). Nie muszę stać się świętą najpierw, żeby potem móc iść do Niego się pochwalić: "Popatrz, jaka jestem wspaniała". Wręcz przeciwnie! Nawet jeśli zgrzeszyłam, zbłądziłam, popełniłam nieprawość i zbuntowałam się, odstąpiłam od Jego przykazań i nie byłam posłuszna Jego sługom - to jest równie dobry czas, żeby zacząć z Nim szczerze rozmawiać. Trzeba jednak zmierzyć się z jednym pytaniem - czy chcę, żeby mi przebaczył?
Nie sądźcie, nie potępiajcie, odpuszczajcie, dawajcie
Brzmi prosto. A gdy przychodzi do realizacji - rozbijam się o stertę warunków. Nie osądzę go, jeśli mi wyjaśni, dlaczego tak robi. Nie potępiłabym, gdyby mnie tak nie bolało. Odpuszczę jej, gdy ona się zmieni. Dałabym mu coś, ale przecież mnie samej może zabraknąć...
Gdy Bóg mi przebacza, to już wiem, na czym ono polega.
A skoro wiem i dostałam je zupełnie z łaski, to dlaczego zatrzymuję je na sobie?
a nie będziecie sądzeni, a nie będziecie potępieni, a będzie wam odpuszczone, a będzie wam dane
Nie żyję w próżni (która, swoją drogą, też ponoć idealnie opróżniona nie jest...). Wszystko, co robię (i czego nie robię...), ma konsekwencje - wobec Boga, braci, mnie samej.
A Bóg ryzykuje do tego stopnia, że rozprzestrzenianie dobra w świecie wiąże z moimi wolnymi decyzjami.
I jest miłosierny, i okazuje łaskawość.